fot. Adobe Stock Jestem osobą samotną… Boję się, gdy o tym myślę. Mam czterdzieści pięć lat, spośród bliskich nikt mi już nie został. Rodzice nie żyją, z mężem rozstałam się dwa lata temu, a dzieci niestety nie mieliśmy. Początkowo samotność mi nie doskwierała. Po burzliwym związku czerpałam radość ze spokoju, jaki mnie otaczał Cieszyłam się możliwością odpoczynku po pracy, przeczytania ciekawej książki czy pójścia do kina na taki film, na jaki akurat ja mam ochotę. Z czasem jednak ten poukładany schemat i brak sensu w życiu zaczęły mi przeszkadzać. Praca dawała mi komfort finansowy, ale ja chciałam robić coś więcej. Chciałam czuć się potrzebna! Wolontariat znalazł mnie sam. Jedno ogłoszenie i już byłam zapisana na kurs. Wybrałam hospicjum. Czułam, że właśnie tam odnajdę to, czego szukam. Rodziców straciłam bardzo wcześnie. Ojciec zginął w wypadku, gdy miałam dwanaście lat, a mama zmarła na raka w moje dwudzieste trzecie urodziny… Nie byłam wtedy przy niej. Zdawałam egzaminy na studiach. Wcześniej chciałam przerwać naukę i wrócić do rodzinnego miasta, by zaopiekować się mamą, ona się nie zgodziła. Bardzo chciała zobaczyć mój dyplom. Nie zdążyła… Nie pomogłam mamie, ale mogę pomóc innym. Praca wolontariusza pochłonęła mnie bez reszty Każdą wolną chwilę spędzałam w hospicjum. Wielu moich współpracowników nie wytrzymało, odeszli przerażeni ogromem cierpienia, bólu i samotności. Ja nie patrzyłam na pacjentów w ten sposób. Starałam się w każdym z nich zobaczyć człowieka, który jest wyjątkowy. Pomagałam personelowi, jak mogłam i umiałam, nie bałam się ciężkiej pracy. Po kilku miesiącach znalazłam jednak swoje powołanie. Rozmowę. To zadziwiające, jak bardzo ludzie potrzebują po prostu się wygadać. Słuchałam godzinami opowieści i historii całego życia. Niektórzy żalili się, inni chwalili dziećmi, wnukami, jeszcze inni pytali o radę. Dzięki tym rozmowom wiele się nauczyłam i zrozumiałam, co naprawdę w życiu jest ważne. Tak właśnie poznałam Krystynę. Zaprzyjaźniłyśmy się, choć dzieliła nas spora różnica wieku. Była przemiłą staruszką, która pomimo choroby emanowała pozytywną energią, spokojem i takim ciepłem, że przebywanie w jej obecności było czystą przyjemnością. – Nic podobnego! – stwierdziła, kiedy podzieliłam się z nią swoimi spostrzeżeniami. – To ty rozsiewasz wokół siebie aurę dobroci. Sama nie wiem, jak to się dzieje, że opowiadam ci tak wiele ze swojego życia. Zazwyczaj tego nie robię… A Krysia miała o czym opowiadać. Historia jej życia jest jak wielka i smutna księga. Śmierć rodziców, dom dziecka, bieda, samotność, kilka nieudanych związków… – Czas leczy rany, ale śmierć dziecka po tylu nieudanych próbach zajścia w ciążę to przeżycie najgorsze. Zwłaszcza że przechodziłam przez to sama… – zwierzyła mi się kiedyś.– Sama?! A twój mąż? Nie było go? – zdziwiłam się – Był. Zawsze z boku. Nigdy nie okazał emocji… Jakby go to nie obchodziło – zamyśliła się. – Co ty mówisz! Przecież odwiedza cię codziennie. Musi cię bardzo kochać, Krysiu. Widać to po nim! – sprzeciwiłam się. – Może i kocha. Ale wiesz… nigdy mi tego nie powiedział. Przez tyle lat. Nigdy mnie nie przytulił, kiedy najbardziej tego potrzebowałam, nie pocieszył. Był taki nieczuły. Bardzo mi brakowało jakiegokolwiek zainteresowania z jego strony. – Mężczyźni czasami nie potrafią okazywać uczuć. Niektórzy tak byli wychowani, inni uznają to za okaz słabości, czasami się wstydzą – tłumaczyłam jej. – Tak, to pewnie skutek surowego wojskowego wychowania, ale czy ty wiesz, jak to bardzo boli kobietę? Gdyby nie przysięga, którą uważam za świętą, to nie wiem, czy nie odeszłabym od niego. Nie pił, nie bił, uczciwie pracował, a ja rozważałam ucieczkę od Tadeusza. Czy to nie dziwne? Chciałam go zostawić, bo nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha i że jestem dla niego całym światem… Sentymentalne bzdury starej babki, co? – Nie, to nie są bzdury. Wiele małżeństw się rozpada z tego powodu – zamyśliłam się. – Każdy potrzebuje miłości. – Chciałabym, żeby choć raz przed śmiercią usłyszeć od Tadeusza, że mnie kocha. Wyobrażam sobie, jak mnie obejmuje… i całuje – rozmarzyła się. – Wtedy poczułabym, że to moje życie miało jakiś sens. Bardzo przeżyłam tę rozmowę z Krysią i postanowiłam porozmawiać z jej mężem Następnego dnia, gdy wychodził, złapałam go za rękę i opowiedziałam o marzeniu Krysi. Był bardzo zmieszany. – Ale przecież to oczywiste, że ją… no wie pani! Co ta Krystyna wymyśliła… Ja nie potrafię o tym mówić! Przecież bym nie był z nią tyle lat, nie przychodziłbym tu, gdybym… no… – szukał słów, wreszcie machnął ręką i szybko odszedł. Po kilku dniach zdarzyło się coś niezwykłego. Kiedy wychodziłam wieczorem z hospicjum, spotkałam pana Tadeusza. Wcisnął mi w rękę kopertę. – Proszę to przeczytać Krysi. Pani będzie łatwiej. Ja jakoś nie potrafię się otworzyć, mimo wszystko… Może kiedyś… Oddalił się szybko, chcąc uniknąć jakichkolwiek pytań. Wróciłam więc do Krysi i spełniłam jego był najpiękniejszy list miłosny, jaki czytałam. Płakałyśmy obie nad uczuciami i emocjami, które Tadeusz przelał na papier. Zazdrościłam jej, że ma kogoś takiego u swego boku. To wielki skarb. Może nie potrafił tego nigdy okazać, ale kochał Krystynę nad życie. – Zadzwonię do niego – powiedziała cicho, a ja wyszłam, zostawiając ją samą. Na drugi dzień pielęgniarka przekazała mi smutną wiadomość. – Nad ranem odeszła Krysia… – Nie! Akurat dziś? Boże, była sama… A tak chciała, żeby… – byłam bliska łez.– Ależ skąd! Całą noc był przy niej mąż. Zmarła w jego objęciach… Musieli się bardzo kochać. A jednak, spełniło się ostatnie marzenie pani Krysi. Czytaj więcej prawdziwych historii:Wszystkie małżeństwa w mojej rodzinie się rozpadają. Boję się, że to klątwaPrzez pragnienie macierzyństwa, prawie zniszczyłam własne małżeństwoMój ojciec to zwykła szuja. Zostawił nas, a potem drugą rodzinęJestem chorobliwie zazdrosna o byłą mojego faceta. On mówi, że to tylko przyjaźńCórki traktowały mnie jak służącą, a ja zaniedbałam przez to męża
Powiedział, że na razie nie może ze mną być, bo się do mnie zraził, że wytrzymywał długo wszystko, ale koniec. Mówi, że nie wie czy mnie kocha, prosi bym mu nie zadawała tego pytania, lecz mimo zerwania dzwoni często i pisze, nawet z byle powodu, ot tak, co u mnie słychać, choć unika kontaktu twarzą w twarz. założyłam tu konto specjalnie po to, żeby się Was poradzić. Nigdy w życiu bym siebie o coś takiego nie podejrzewała,zawsze mnie śmieszyło proszenie się o radę na jakiś forach, a już zwłaszcza, jeśli idzie o związki, ale... Byliśmy razem ponad 5 lat. Jestem realistką, a raczej byłam; nigdy nie mówiłam 'na zawsze', 'do końca życia', chociaż bardzo chciałam i on o tym wiedział. Za dużo się stało w moim życiu, żeby tak po prostu kogoś kochać. A jednak - 5 lat byliśmy szczęśliwi. Idealnie do siebie pasowaliśmy. Jasne, że były lepsze i gorsze dni; zdarzało mi się być furiatką, wszystkiego musiałam się uczyć, rówież panowania nad gniewem. I udało mi się. Nie robiłam wyrzutów, nie musiałam pisać smsa co 5 minut, jak był w pracy to był - jak musiał zostać dłużej,też to rozumiałam. Każdy z nas miał swoje życie poza tym wspólnym - ja wychodziłam do klubów, on z kolegami. Nigdy nie było to problemem, bo sobie ufaliśmy. Mieliśmy podobne poglądy, byliśmy oprócz bycia parą naprawdę dobrymi przyjaciółmi, którzy uwielbiają razem spędzać czas. Ale stało się. Mija 6 tygodni, od kiedy powiedział mi, że mnie nie kocha. Że to się wypaliło. Chyba łatwo się domyślić, że diametralnie się zmieniłam - z wyluzowanej dziewczyny, która żartowała i się śmiała,stałam się zapłakaną desperatką, która robiła wszystko żeby tylko go odzyskać. Naprawdę. Nie sądziłam, że kiedyś będę do tego zdolna, ale faktycznie go błagałam, groziłam, krzyczałam... to nie jestem ja, on to wie. Muszę przyznać, że naprawdę zachowuje się dobrze, próbuje mi pomagać, rozmawia ze mną, ale to sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Ale z drugiej strony - jak ze sobą nie rozmawiamy, to jest mi jeszce gorzej. Napisałam mu maila, w którym napisałam wszystko co czuję. Powiedział, że płakał jak go czytał, bo dopiero zdał sobie sprawę, jak mnie zranił. Że naprawdę tego nie chciał, ale on nie tęskni i mnie nie kocha. Dodam, że jesteśmy naszym pierwszym poważnym związkiem. Mam 23, a on 24 lata. Nikogo przed sobą nie mieliśmy. Nigdy go też nie trzymałam na smyczy, nie traktowałam go jak dziecka, nie tresowałam, jak robi wiele dziewczyn Po prostu traktowałam go po partnersku, jednocześnie okazując dużo miłości. Dodam też, co jest ważne: w lutym całowałam się po pijaku z kimś, kto kiedyś był dla mnie ważny. On sam powiedział mi, że mam się do tego przyznać, bo wtedy zostaniemy razem. Jak mu nie powiem, to mnie zostawił. Powiedział też że wie, że po części to jego wina,że całowałam się z kimś innym, bo to był ciężki okres w naszym związku. Wtedy nie traktował mnie najlepiej. Ale za nic nie zwalam winy na niego! On sam po części wziął ją na siebie. Mówił mi, że od tego czasu trochę się zaczęło psuć, ale to nie jest główny powód naszego rozstania. Że po prostu mu się wypaliło, nie chce być w związku. Wiem, że spieprzyłam sprawę z tym pocałunkiem. Ale to była jednorazowa sprawa z kimś, z kim nie mam nawet kontaktu. On też nie był święty. Zachowywał się czasem okropnie, nasz związek momentami nie był kolorowy. Niczego tak nie pragnę, jak powrotu do niego. Znam masę historii ze swojego otoczenia, gdzie ludzie do siebie wracali. Ci, którzy byli swoim pierwszym związkiem też. Nic nie robię jak tylko płaczę i nie śpię. Nie mam na nic siły. Wszystko mi się zawaliło, dosłownie. Myślicie, że jest jeszcze szansa? Nie chcę go męczyć, po prostu tak bardzo chcę być z nim znowu. Proszę, pomóżcie. Naprawdę sobie nie radzę. Beata kocha się z mężem raz na dwa miesiące. Paulina od dwóch lat nie spała z partnerem. Ewa wyprowadziła się do salonu jeszcze tego samego dnia, w którym dowiedziała się, że małżonek dopuścił się zdrady emocjonalnej. – Nie boimy się powiedzieć partnerowi: "Kochanie, dziś nie. Boli mnie głowa". Jednak to poczucie bezpieczeństwa może być iluzoryczne. W krótkiej Facet po pijanemu powiedział dwa razy że mnie kocha. Skocz do zawartości. Życie uczuciowe; Kosmetyki; Forum; a nigdy mi tego nie mowil, powiedzial,ze mnie kocha po pijaku. przeszczesliwa .